sobota, 9 lutego 2013

young blood

W okolicach trzeciego piętra sufit złączył się z podłogą pod kątem 25 stopni a potem wykonał obrót o 90.
Utrata 45 ml krwi, która wypełniła próbówki do celów badawczych, okazała się być jednak bardzo znacząca dla mojego samopoczucia  i sił witalnych. Nawet cztery kawy, tabliczka czekolady i niewyobrażalna ilość skonsumowanego mięsa nie powstrzymały moich dłoni od przybrania koloru zimnego fioletu. Spadki ciśnienia, jak jazda niewidzialną windą w dół, który nie posiada żadnego dna i punktu stycznego, odłączały mnie od biegu wydarzeń i myśli.
Lekarska diagnoza sprzed czterech miesięcy wydaje się być, w tym kontekście, nie taka głupia, co oznacza, że nie powinnam machnąć na nią ręką, bo to przecież nic takiego.
Nie znoszę swojej słabości, tym bardziej, gdy widzą ją inni. 

Poranek w bieli, w szeleście tiulu i ciężkich materiałów. Z każdą suknią odwieszaną na bok myślę, że jak dobrze, że ten koszmar mam już za sobą. Na podwyższeniach przyszłe panny młode, całe w koronkach, falbanach. Każda z nich z dziwnym grymasem na twarzy i niedowierzaniem, bo oto właśnie wyobrażenie siebie, jako księżniczki zderzyło się brutalnie z taflą lustra. Obok panien młodych zachwycone przyjaciółki, świergoczą i klaszczą w dłonie: Jak księżniczka, jak pięknie! I tylko my dwie, patrząc na naszą przyszłą, z dokładnie takim samym grymasem, jak cała reszta, nie do końca odnajdujemy się w konwencji z uwagami: Ta ci skraca nogi, a tamta poszerza w biodrach. Bad friends, very bad! 

Stopy rwą mi się do tańca, gardło do śpiewu, usta do uśmiechu. Na dzisiejszą mroźną noc otulam się nastoletnią beztroską i radością z dziejących się chwil.
Nosi mnie niewyobrażalnie, jakbym wiosnę przeczuwała.
Chcę kiełkować myślą, gnać wiatrem zmian przed siebie, pozytywną energią rozbijać swoje dzienne piniaty, tak jak kiedyś.
Bo znów zaczynam wierzyć w to, że każdy dzień, jest jak piniata, z której wypadają ulubione słodkości, a ty bierzesz to, na co masz ochotę. W takiej ilości, w jakiej potrzebujesz.
Może w tych 45 ml spłynęło wszystko to, co ściągało w dół? Może dlatego teraz mi tak lekko?
Może zrobiło się miejsce, by przyjąć radość i wewnętrzny luz?
A może, niezależnie od tego, co mnie spotyka, ja nadal, wewnątrz jestem nastolatką, która w zachwycie dziwi się wszystkiemu?



8 komentarzy:

  1. Jesteś honorowym krwiodawcą ??? Pokłony zatem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jestem :) To było pobieranie krwi na potrzeby jednego z projektów badawczych prowadzonych przez moją firmę. Po tym wydarzeniu krwiodawcą raczej nie będę - tam pobierają o wiele więcej krwi :)

      Usuń
  2. Kochane, upuszczanie (złej) krwi starą sprawdzoną metodą na wszystko :)))To na pewno tak, jak piszesz - spłynęło to, co ciążyło :)))
    No i w ogóle ta lekkość stąd,że wciąż masz naście, tylko nie masz czasu wciąż o tym pamiętać na co dzień :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście dobra metoda, szkoda tylko, że się okazało, że raczej krwi oddawać nie powinnam :/ Rzeczywiście, zapomniało mi się o tym, ale wiążę kokardkę, aby pamiętać :)

      Usuń
  3. Jakie może? Na pewno:) To a propos zdania ostatniego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie jest mieć ciągle duszę dziecka, jego ciekawość, zadziwienia. Wiem coś na ten temat :-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger