wtorek, 9 września 2014

schyłek lata

Zupełnie nie wiem, jak, kiedy i dlaczego lato mija tak szybko. Zrywa się nagle ni stąd ni zowąd zostawiając rozrzucone zwiewne sukienki, klapki kopnięte gdzieś pod stołem, słomkowy kapelusz w kącie i prawie całą butelkę emulsji do opalania. No i oczywiście wakacyjną listę praktycznie wcale niezrealizowaną. No ale kiedy niby? W końcu wakacje były! Wszem i wobec ogłaszam, że owszem w tym roku również podeszłam do tematu listy z lekceważeniem, gdyż po jej sporządzeniu nie zerknęłam na nią ani razu. Umówmy się: największą frajdę sprawia mi sporządzanie list a potem z ciekawością sprawdzanie, co się udało a co nie. Plany miałam, jak zawsze, zacne. Wakacyjnie planowałam:
  • nie robić remontu. Ewentualnie pomyśleć nad półkami w garderobie. Jeśli zdecyduję się na półki a nie na regały, to przy okazji mogę pomyśleć o zrobieniu za jednym zamachem półek na książki i płyty w pokoju, a jeśli już zacznę te półki montować, to od razu mogę położyć na podłodze panele. Jeśli wybiorę regały, to o półkach w pokoju pomyślę kiedy indziej. Pewnie w następne wakacje.
No proszę, pierwszy punkt i pierwszy sukces! Remontu nie zrobiłam. Owszem, o półkach pomyślałam, na zasadzie: 'daj spokój, nie myśl o półkach'  i przygarnęłam regał od Rodzicielki. Drugi regał przygarnęłam do kuchni, a do pokoju przygarnęłam kolejną ławę (mam dużo powierzchni płaskich w pokoju), która świetnie sprawdza się w roli trzymacza książek. 
  • uporządkować zdjęcia, dokładnie te same, które miałam uporządkować rok temu, czyli wyciągnąć je z pudła i wkleić w odpowiedniej kolejności do albumu. Oczywiście tylko wtedy, gdy będę miała półki w pokoju, bo inaczej to bez sensu, bo gdzie ja te albumy trzymać będę? W pudle? Zasadniczym celem tego zadania jest wszak uwolnienie zdjęć z pudła.
Moja stanowczość mnie zaskakuje. Oczywiście, że ich nie uporządkowałam, bo przecież nie mam półek. Ale żeby nie było, że tak zupełnie nic nie zrobiłam w kwestii zdjęć i pudła, chciałam poinformować iż dokonałam lekkiej zmiany w aranżacji przestrzeni i przesunęłam pudło w inny kąt pokoju.
  • to samo uczynić z listami uratowanymi z tej samej powodzi, które również miałam uporządkować rok temu, ale jakoś nie wyszło.
Wiadomo.
  • uporządkować rysunki M-ki, czyli znaleźć im jakieś bardziej godne miejsce niż pudło z podtopionymi zdjęciami i listami.
Z pomocą przyszła mi sama M-ka, gdyż dostała teczko-walizkę i powiedziała: 'Mamo, będę w niej trzymać swoje rysunki'. Trzyma. Oczywiście rysunki, które narysowała przed otrzymaniem teczko-walizki nadal leżą w rzeczonym pudle.
  • wywołać zdjęcia, póki jeszcze pamiętam, jakie chcę wywołać.
Wywołałam. Co więcej: oprawiłam w ramki i zawiesiłam na ścianie. I to jednego dnia!
  • kupić osłonkę na balkon, bo naprawdę irytuje mnie to, że kot mi z niego zeskakuje. No dobra. Nie tyle mnie irytuje to, że z niego zeskakuje, co fakt, że po 10 minutach zaczyna się drzeć pod balkonem, bo nie umie wejść z powrotem i trzeba po niego schodzić.
Po pewnej wielkiej ucieczce, gdy Behemot zniknął na 7h a potem obudził mnie przeraźliwym wrzaskiem o 1 w nocy siedząc na drzewie i z przerażeniem obserwując, że pod tym drzewem siedzi maleńki kotek, gdy rzucił się wręcz w moje ramiona, gdy po niego zeszłam, już nie ucieka, więc zakup osłonki został przełożony na bliżej nieokreśloną przyszłość.
  • nie siać żadnych kwiatków i zachować sobie pozostałości maciejki ku przestrodze.
Trzymałam się w tym postanowieniu do połowy sierpnia, kiedy to otrzymałam gadżet projektowy pod postacią nasionek w papierowej zakładce, gadżet oddałam M-ce, no i musiałam, no zwyczajnie musiałam wraz z M-ką owe nasionka posiać, a co się z tym wiąże wywalić pozostałości maciejki, gdyż tylko jedną doniczką dysponuję. Kwiatki ładnie urosły, niestety tydzień temu lało i zalało doniczkę. Dla rośliny była to zbyt duża ilość wody, jaką mogła na siebie przyjąć.
  • ogarnąć lanosidło (w sensie naprawić, bo, jak to sobie w zeszłe wakacje postanowiłam, porządek w bagażniku mam)
Done!
  • przeczytać 6 książek. Co najmniej.
Odmawiam komentarza w tej sprawie.
  • ogarnąć się z gazetami, czyli: spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że nie ma opcji, abym przeczytała gazety sprzed 12 miesięcy i więcej i je po prostu wywalić, zostawiając tylko te z tego roku i te przeczytać. Albo chociaż przejrzeć. A potem wywalić. 
Spojrzałam wprawdzie w oczy. Na początku lipca miałam 7 numerów 'Zwierciadła' - teraz mam 9; 3 nr 'Sensu'  - bez zmian; 1 numer 'Charakterów' - nadal posiadam; 11 wydań Polityk - dziś jest już 18; z 3 numerów 'Newsweeka' zostały mi 2, aczkolwiek nie pamiętam, abym ten jeden przeczytała; Futu Magazyn - z dwóch numerów zrobiły się 3, w tym jeden wciąż jest zafoliowany; tak jak w lipcu nadal posiadam jeden numer 'Gazety Wyborczej', Arteonu, 2 numery 'Wprost' oraz 3 numery 'Wysokich obcasów'. Dodatkowo swój jakże skromny zbiór gazet lub czasopism wzbogaciłam o: 'Kukbuka', 'Twój styl', 'Joga dla każdego' oraz 5 numerów 'Na pamięć'. 
Wyżej wymienionych gazet nie wyrzuciłam, gdyż W poprosiła, abym zatrzymała je dla niej, bo chętnie przeczyta. No to leżą.
Teraz już wiecie, czemu nie mam czasu na czytanie gazet lub czasopism - nie mam, bo ja je liczę!
  • nadrobić seriale (3 seriale, 4.5 serii)
No i tu mam problem. Nadrobiłam 3 seriale, ale ilość serii mi się nie zgadza, co oznacza, że nadrobiłam nie te seriale, które miałam na myśli. Za rok zapiszę sobie tytuły.
  • wybrać w końcu te zdjęcia, co je mam wybrać.
Nie wiem, co autor miał na myśli.
  • zacząć chodzić na jogę, bo już sama siebie irytuję.
Kupiłam sobie gazetę. 
  • znów biegać.
Przyznaję, olałam. Jednak w ubiegłą sobotę M-ka wzięła udział w swoim pierwszym, oficjalnym i profesjonalnym biegu i mnie zmotywowała, dlatego biegać zaczęłam. Ale już po wakacjach, więc się nie liczy.
  • jeździć na rowerze.
Jeździłam, a jakże. Do i z pracy. Całe 5 km dziennie.
  • jeździć na rolkach. 
M-ka jeździła, ja asekurowałam. Liczy się?
  • zrobić porządek w biżuterii, czyli naprawić wszystkie zapięcia u bransoletek, a jak się nie da, to wyrzucić, tak WYRZUCIĆ te zepsute; naprawić zapięcia od kolczyków i wywalić te pojedyncze, bo nie, drugi kolczyk się NIE ZNAJDZIE nagle po 3 latach. 
No ale jak to: wyrzucić? I co to znaczy, że się nie znajdzie?!
  • robić jeszcze więcej zdjęć i w końcu znaleźć dla nich miejsce na blogspocie.
Trzaskam zdjęcia jak pijany zając: wszędzie, wszystkiemu i zupełnie bez sensu. Miejsca jeszcze nie stworzyłam, ale już je sobie wymyśliłam.
  • napisać bajkę dla M-ki, bo już dawno nie napisałam.
Nie napisałam, ale opowiedziałam.
  • napisać coś jeszcze. 
Zadanie zostało dość mgliście sprecyzowane.
  • zrobić kopytka.
Hahahahaha.
  • spotykać się częściej ze swoimi dziewczynami.
A i owszem.
  • chodzić na spacery.
Zdarzyło się.
  • jeździć za miasto i do.
Jak wyżej.
  • przypomnieć sobie, czym się interesowałam przed tym nim osiągnęłam coś na kształt bytu spokojnego i znów się dać temu ponieść.
In progress
  • upiec 4 ciasta, których nigdy nie piekłam.
Upiekłam ciasto, którego nigdy nie piekłam, cztery razy. Liczy się?
  • być jeszcze bardziej w stylu serendipity (w sensie dużo się cieszyć z drobiazgów, tak, jak tylko ja to potrafię).
Jak dziecko, ze wszystkiego :)
  • pić siemię lniane.
Raz wypiłam.
  • jak już je zacznę pić, to nie uważać, że siemię lniane wszystko załatwi i pójść do lekarza. 
Nie załatwiło, bo przez znakomitą większość czasu nie potrzebowałam go wcale, no to wiadomo, że nie poszłam.
  • przejść ten cholerny, 29 poziom w Candy Crush Saga.
Taaak! Jestem z siebie taka dumna! Udało się. 1 lipca w okolicach godziny 13:00. To było tak wielkie wydarzenie, że nawet to sobie zapisałam. Potem na parę dni ugrzęzłam na poziomie 30, a potem zapomniałam grać.  Obecnie jestem na poziomie 64, bo jakieś 1,5 tygodnia temu mi się przypomniało, że gram.
  • kupić sobie wieżę i słuchać muzyki z płyt a nie z kompa.
Zapomniałam, że wieżę mam. Tylko coś mi się zacina.
  • kupić sobie radio do kuchni.
piękne jest :D
  • polubić się z Twitterem.
Nie lubię i boję się ptaków.
  • być jak skała na słowa pewnych osób.
Niczym niewzruszona.
  • mówić o dobrych rzeczach i nie brać ich za oczywistość. Być za nie wdzięczną :)
To praca na całe życie, ale w większości przypadków idzie dobrze :)
  • wykorzystać tę listę do nauki ogromnie ważnej sprawy: Nie spinać się. Nie musieć aż tak bardzo, wszystko i zawsze. Nie zadręczać, że coś nie idzie. Robić tyle, ile w danej chwili można. Byle dobrze.
Odpuściłam. Dobrze jest odpuścić samej sobie... świat się nie zawalił i nadal jest dobrze, tylko trochę lżej i jaśniej :)

Nie mogę się doczekać kolejnego lata i kolejnej listy, którą z wakacyjnym roztrzepaniem zrealizuję po łebkach ;)

6 komentarzy:

  1. Ja robie je tradycyjnie na poczatku roku, ale podobnie jak Ty - z realizacja jest juz gorzej :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te wakacyjne są bardziej rekreacyjne ;) aczkolwiek na początku roku też się zdarza, ale wiadomo... ;)

      Usuń
  2. Och jak mi cudownie dobrze po tak spontanicznym wyśmianiu się :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że swym nieogarnięciem mogłam Cię rozbawić :) A jeszcze bardziej, że znów Cię widzę ;)

      Usuń
  3. Cholera, no tak, wywołać zdjęcia. Jest akurat okazja, bo kolega mi odzyskał wszystkie z umarłego laptopa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie wywołaj i to natentychmiast - odzyskane zdjęcia z laptopa to taka fotograficzna szóstka w totka ;)

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger